Jak juz kiedys pisalam, Średni jest kategorycznie nieowocowy i niewarzywny, ale tylko, jeśli żarcie występuje w kawałkach. W związku z czem, w lecie leci na kanapkach, bo zbyt wyrodna jestem, żeby gotować w gotujących samych z siebie temperaturach, za to kiedy wrzątek ustępuje miejsca normalnym dwudziestu pięciu stopniom, zaczynam warzyć gary różnych zup, które punktualnie mielę, bo takiego zmielonego warzywniaka, to potrafi już pochłonąć nawet cztery talerze A z dyni ten mix wychodzi chyba najlepiej.
Proporcje podaję okulistyczne, na spory gar.
Na wywar mięsny:
-kilka skrzydełek, kurczaczych, kurzych, bądź indyczych, potem oskubane można wykorzystac np do krokietów mięsno-ziemniaczanych
-listek lauru
-kilka ziaren pieprzu
-kilka ziaren ziela angielskiego
-sól
Do gara idzie wszystko, zalane tak ze trzema litrami wody jest gotowane jak zwykle rosół, na dużym gazie do wrzatku, potem z godzinkę na malusim (rosół dłużej, ale tu to niepotrzebne). Odcedzam przez sito.
Do tego odcedzonego wywaru idzie:
-spory kawał dyni, tak z półtora kilo już oczyszczonej, ale i więcej bezproblemowo
-kilka ziemniaków, przynajmniej cztery sporych gabarytów
-ze dwa duże pory
-gałązka rozmarynu
-pare ząbków czosnku, bo on kocha rozmaryn, z wzajemnością
Gotuję do miękkości, przed miksowaniem wyławiam rozmaryn, miksuję, cieszę się rezultatem. Ewentualnie dosalam, jeśli to konieczne. Żeby utłuc słodkawy smak zabielam kilkoma łyżkami dobrego jogurtu, podnosi krem o trzy pozycje.
Kiedy człowiek się zorientuje, jaki to gar zupy wychodzi, to dzieli na dwie części, a do drugiej zamiast jogurtu dodaje gotową już ciecierzycę, z puszki, po części domiksowując, po części wrzucając całe kuleczki. Ciecierzyca kocha rozmaryn i czosnek, a dynia kocha ciecierzycę.
Dla ogłady do talerza:
-na obie wersje tycie grzaneczki z okrojonego ze skórki chleba, pociętego w kostkę, podsmażonego na maśle z ząbkiem (całym, do późniejszego wyjęcia) czosnku, do złotości.
-wszechobecna, wszędobylska spirala logarytmiczna ze strużki oliwy extravergine
Zdjecia brak, bo pojawia sie i znika, zupa Józek.
Proporcje podaję okulistyczne, na spory gar.
Na wywar mięsny:
-kilka skrzydełek, kurczaczych, kurzych, bądź indyczych, potem oskubane można wykorzystac np do krokietów mięsno-ziemniaczanych
-listek lauru
-kilka ziaren pieprzu
-kilka ziaren ziela angielskiego
-sól
Do gara idzie wszystko, zalane tak ze trzema litrami wody jest gotowane jak zwykle rosół, na dużym gazie do wrzatku, potem z godzinkę na malusim (rosół dłużej, ale tu to niepotrzebne). Odcedzam przez sito.
Do tego odcedzonego wywaru idzie:
-spory kawał dyni, tak z półtora kilo już oczyszczonej, ale i więcej bezproblemowo
-kilka ziemniaków, przynajmniej cztery sporych gabarytów
-ze dwa duże pory
-gałązka rozmarynu
-pare ząbków czosnku, bo on kocha rozmaryn, z wzajemnością
Gotuję do miękkości, przed miksowaniem wyławiam rozmaryn, miksuję, cieszę się rezultatem. Ewentualnie dosalam, jeśli to konieczne. Żeby utłuc słodkawy smak zabielam kilkoma łyżkami dobrego jogurtu, podnosi krem o trzy pozycje.
Kiedy człowiek się zorientuje, jaki to gar zupy wychodzi, to dzieli na dwie części, a do drugiej zamiast jogurtu dodaje gotową już ciecierzycę, z puszki, po części domiksowując, po części wrzucając całe kuleczki. Ciecierzyca kocha rozmaryn i czosnek, a dynia kocha ciecierzycę.
Dla ogłady do talerza:
-na obie wersje tycie grzaneczki z okrojonego ze skórki chleba, pociętego w kostkę, podsmażonego na maśle z ząbkiem (całym, do późniejszego wyjęcia) czosnku, do złotości.
-wszechobecna, wszędobylska spirala logarytmiczna ze strużki oliwy extravergine
Zdjecia brak, bo pojawia sie i znika, zupa Józek.
--
https://www.facebook.com/lunaefragmenta/?ref=bookmarks