W ciepły majowy dzionek, siedząc na rybach karmiłem zaskrońca... rybami. Przypłynął do brzegu i zaczął zjadać małego leszcza od ogona, górna płetwa ryby nie pozwoliła na jej połknięcie, więc zaskroniec męczył się ok. 30 minut, po czym zlitowałem się nad nim i rzuciłem mu małą płotkę. Zjadł płotkę i ponownie zabrał się za leszcza, ale już z właściwej strony.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą