W dzisiejszym odcinku będziemy jeszcze bardziej inwigilować Polaków, dostaniemy kary za słuchanie radia w samochodzie, a Elon Musk pobije rekord Guinnessa.
A czy wiesz, że Walt Disney został po śmierci zamrożony, aby po
latach, kiedy już medycyna pozwoli nam radzić sobie ze śmiertelnymi
chorobami, wyjść ze swojej kriogenicznej kapsuły i nakręcić nowy
film o psie Pluto? Niektóre mity, przekazywane z ust do ust i
traktowane jako pewnik, pokutują nad nami od dekad. Nawet dziś,
kiedy zweryfikowanie informacji jest łatwiejsze niż kiedykolwiek,
ludzie nadal wierzą w mrożonego tatę Myszki Mickey oraz
trzysekundową pamięć złotej rybki.
#1. Walt Disney został po śmierci zamrożony?
Walt Disney, będąc nałogowym palaczem, w 1966 roku nabawił się raka płuc, która to
choroba doprowadziła do jego śmierci. Według powszechnie znanego mitu, ciało słynnego przedsiębiorcy zostało umieszczone w specjalnej, kriogenicznej kapsule, aby
sto lat później zostać rozmrożone i przywrócone do życia. Ba,
jedna z wersji tej plotki mówi nawet, że Walt spoczywa w zamrażarce gdzieś w podziemiach swego parku rozrywki, a wydany
przez jego wytwórnię film „Frozen” miał być oczywistym
mrugnięciem okiem do wszystkich tych, którzy wiedzą… Ile jest
prawdy w tych historiach? Całe zero. Źródłem tej plotki jest The
National Spotlite – satyryczna gazeta znana z fabrykowania
kuriozalnych, wyssanych z palca, artykułów. To na jej łamach,
krótko po odejściu Disneya, pojawiła się relacja jednego z
reporterów. Rzekomo wślizgnął się on do szpitala, gdzie
ostatnie chwile życia spędził tata Kaczora Donalda. Mężczyzna
miał dotrzeć do pomieszczenia, w którym to znalazł wielką
kapsułę z mrożonym Waltem Disneyem.
Ta niedorzeczna
historyjka szybko ruszyła na tournée po świecie i do dziś
traktowana jest przez wielu jako pewnik. W rzeczywistości nie ma
nawet dowodów na to, że Disney w ogóle interesował się
kriogeniką i na jakimkolwiek etapie swego życia rozważał
zamrożenie się. Zmarły filmowiec został skremowany dwa dni po
swej śmierci, a urna z jego prochami spoczęła na jednym z
kalifornijskich cmentarzy.
#2. Dżdżownica
przecięta na pół tworzy dwie dżdżownice!
Nawet strach
pomyśleć, ile dżdżownic musiało poświęcić swe życie w ramach
chałupniczych prób potwierdzenia tej plotki. Niestety taka
rozczłonkowana pierścienica zazwyczaj umiera. Zdarza się jednak,
że zwierzę to jest w stanie przeżyć spotkanie ze szpadlem i nawet
zregenerować sporą część swojego ogonka. Taką szansę ma jednak
tylko przednia część dżdżownicy – pod warunkiem, że nie doszło
do uszkodzenia jej najważniejszych organów znajdujących się w
tzw. siodełku, czyli charakterystycznym zgrubieniu widocznym na
ciele stworzenia.
#3. Wielki Mur jest
jedynym zbudowanym przez człowieka obiektem, który widać z kosmosu
Skąd wzięła się
ta plotka? Większość opracowań tego tematu informuje o tym, że sugestia ta miałaby po raz pierwszy pojawić
się na łamach wydanej w 1938 roku książki Richarda Halliburtona pt. „Second book of Marvels”. Tymczasem już w
1754 roku słynny angielski badacz William Stukeley pisał, że
monumentalną konstrukcję można zobaczyć z Księżyca. Wtórowali
mu inni uczeni tamtej epoki. Niewątpliwie możliwość zobaczenia Muru z kosmosu byłaby dla Chińczyków wielkim powodem do dumy,
jednak prawda jest taka, że będąc na ciele niebieskim oddalonym od
Ziemi o 384 393 km, zobaczenie budowli, której szerokość rzadko
kiedy przekracza pięć metrów, jest absolutnie niemożliwe. Obserwowanie
jej z takiej pozycji porównać by można do próby zobaczenia
ludzkiego włosa z odległości trzech kilometrów. No po prostu – nie
da się.
#4. Organizm można
oczyścić, pijąc detoksykacyjne herbatki
Susze ziołowe, z
których napary mają rzekome detoksykacyjne właściwości, kupić
można w każdym większym sklepie, a reklamy obiecujące
oczyszczenie organizmu ze wszelkich trucizn niewątpliwie robią
wrażenie na kupujących. Wiele z tych herbatek działa
przeczyszczająco i moczopędnie, a siedzący na sedesie „pacjent”
przekonany jest, że pozbywając się z jelit luźnego stolca, wydala
też nagromadzone tam złogi zabijającego nas ohydztwa. Niestety,
także i tym razem mamy do czynienia z potężnym bulszitem, do tego namiętnie
promowanym przez producentów tych preparatów. Żadna herbatka z
nagietka czy innej petunii nie pomoże nam się pozbyć toksyn.
Zadaniem tym zajmują się nerki i wątroba. Jeśli organy te
działają wadliwie i faktycznie nasz organizm jest zatruty, to po
pomoc trzeba iść do lekarza, a nie do sklepu zielarskiego. U
zdrowego człowieka zabiegi detoksykacyjne nie są w ogóle
potrzebne, a wmawianie komukolwiek, że jest inaczej, zasługuje na
karny pstryczek w ucho.
#5. Glutaminian sodu
jest trucizną!
A skoro już mówimy
o truciznach, to wspomnijmy od razu o kolejnym micie, czyli o
rzekomej szkodliwości glutaminianu sodu. W 1866 roku niemiecki
chemik Karl Heinrich Ritthausen odkrył tzw. kwas glutaminowy, a parę
dekad później inny badacz, tym razem z Japonii, zaobserwował, że
bogate w ten związek wodorosty kombu znacząco poprawiają smak
posiłków, do których się je dodaje. Ten sam uczony rozpoczął
później produkcję soli kwasu glutaminowego, którą sprzedawał
pod istniejącą do dziś marką Ajinomoto. Do dziś trwają też
dyskusje, czy umami, zwane też „esencją pyszności”, rzeczywiście można uznać za piąty smak. Naczelnym argumentem jest tu fakt, że
na języku obecne mamy receptory kwasu glutaminowego. W ostatnich
latach glutaminian sodu nie ma zbyt dobrej opinii. Uważa się
bowiem, że dostarczanie go organizmowi prowadzi do całego szeregu
chorób.
Tymczasem okazuje się, że jego rzekoma toksyczność jest
kilkunastokrotnie niższa niż w przypadku zwykłej soli kuchennej. Prawdopodobnie
źródłem tego mitu jest tzw. syndrom chińskiej restauracji –
zjawisko to obserwowane bywa przez niektóre osoby posilające się w
tego typu knajpach. Objawami są tu zawroty głowy, nadmierna
potliwość, palpitacje serca, a nawet chwilowy paraliż. Mimo że
panuje powszechne przekonanie, jakoby winowajcą był tu glutaminian
sodu, którym obficie posypuje się potrawy na chińskich wokach, to
nie ma żadnego dowodu, który sensacje te by potwierdził.
Prawdopodobnie wspomniany syndrom ma swoje podłoże w występowaniu
u niektórych alergii na składniki azjatyckiej kuchni.
#6. Używamy tylko
10% naszych mózgów
Badania naukowe
przeprowadzone przez zespół neurologów z uniwersytetu w
Parzęczewie nie pozostawiają żadnych złudzeń – Krystyna
Pawłowicz używa zaledwie 10% swojego mózgu. Reszta ludzi może
cieszyć się z pełnego, sprawnego funkcjonowania całego organu.
#7. Złota rybka ma
trzysekundową pamięć?
Nie, no – nie
róbmy ze złotej rybki geniusza z szansą na Nobla, ale z drugiej
strony gadanie, że stworzonko to zapomina wydarzenia, które miały
miejsce trzy sekundy wcześniej jest wyjątkową niesprawiedliwością!
Zwierzę, o którym mówimy, czyli jeden z podgatunków karasia
chińskiego, w rzeczywistości ma pamięć zaskakująco dobrą, co
zresztą zostało udowodnione w trakcie setek niezależnych od siebie
badań. Na przykład, jeśli złote rybki są karmione tylko z jednej
strony zbiornika, szybko nauczą się i zapamiętają, aby pozostać
po tej stronie akwarium, gdy tylko w jego pobliżu pojawi się
człowiek. Rybki te zapamiętują też inne zwierzęta, z którymi
wchodzą w interakcję, a po wydostaniu się z podwodnego labiryntu
bez większego trudu poradzą sobie z tym zadaniem kolejny raz.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą