20 tekstów, które świetnie obrazują, jak to jest być rodzicem XII - Koronawirusa wymyślili dorośli!
Reszka
·
10 kwietnia 2020
43 579
139
14
Na ogół z małymi dzieciakami łatwo nie jest - każdy rodzic to wie. Jednakże obecna sytuacja, w której zostaliśmy sam na sam z pociechami przez 24 godziny na dobę, to prawdziwy sprawdzian dla naszej cierpliwości i wytrwałości. Odwagi!
Posiadasz kota? Zrozumiesz to doskonale... XII
fedotido
·
10 kwietnia 2020
34 461
195
8
Koty to absolutnie wyjątkowe zwierzęta, które często dostarczają swoim właścicielom całą masę powodów do radości. Pora, aby nam również coś dostarczyły.
Martin stanął w drzwiach samolotu. Po raz pierwszy w życiu miał na plecach spadochron. Do nogi przywiązana była skórzana torba z pieniędzmi. Zawahał się. Cały czas mógł pójść do kokpitu, oddać pilotom pistolet i powiedzieć, że to wszystko było tylko żartem. Mógł użyć broni, którą miał w ręku i odebrać sobie życie. Mógł też skoczyć.
Zanim zaczniesz lekturę tego artykułu, zapoznaj się z jego częścią pierwszą
Krótko po północy 24 czerwca 1972 roku biznesmen David Hanley, 30-latek z pobliskiego miasteczka Florissant, oglądał telewizję. Miał bilet na poranny lot z lotniska w Saint Louis, więc gdy nadawano transmisję na żywo z trwającego uprowadzenia samolotu, on śledził ją z baru w lotniskowym hotelu Marriott. Dowiedział się, że porywacz otrzymał okup i kilka spadochronów. Pamiętał też, że zaledwie pół roku wcześniej mężczyzna znany jako Dan Cooper wyskoczył z samolotu i cały czas nie został odnaleziony. Ani on, ani 200 tysięcy dolarów, które dostał jako okup. David obawiał się, że to, co ogląda w telewizji może zakończyć się tak samo. Bez słowa wyszedł z baru i wsiadł do swojego samochodu, Cadillaca Eldorado, i ruszył w stronę pasa startowego.
Martin McNally siedział na fotelu w kabinie pasażerskiej. Oprócz niego na pokładzie był tylko jeden pasażer – pozostałych wypuścił zaraz po otrzymaniu okupu. Kołowali już do ponownego startu, a plan Martina był prosty:
poczekać, aż samolot wzbije się na 3 kilometry, ubrać spadochron i tak jak wcześniej Dan Cooper, wyskoczyć razem z pieniędzmi. Właśnie wtedy pilot zobaczył, że w kierunku samolotu pędzi Cadillac. David był zdeterminowany, żeby samemu pokrzyżować plany porywaczowi. Najpierw staranował ogrodzenie lotniska, a następnie wjechał na pas startowy. Rozpędził się do 130 km/h i mknął w kierunku Boeinga 727. Martin poczuł gwałtowne hamowanie, a po nim silne uderzenie. Samochód uderzył w jedną z goleni podwozia. „Będziemy potrzebować drugi samolot” – pomyślał w tym momencie porywacz.
David Hanley przeżył zderzenie z podwoziem samolotu, ale złamał rękę i żebra. Doznał też urazu głowy, a niektóre obrażenia okazały się trwałe. Później usłyszy on zarzut umyślnego zniszczenia samolotu, ale po roku zostanie uniewinniony.
Tymczasem Martin wciąż wierzył, że uda mu się zrealizować plan w całości. W końcu cały czas miał broń i zakładników, i to on dyktował warunki. Zażądał podstawienia drugiego samolotu i zaparkowania go najbliżej jak się dało. Po godzinie mógł się już przesiąść. W drodze między maszynami osłonił się dwoma stewardessami, a nad głową trzymał swoją walizkę. O 2:30 w nocy w końcu wystartowali w kierunku Toronto. To opóźnienie martwiło Martina, bo wiedział, że musi skoczyć zanim wzejdzie słońce. Dlatego zaraz po wzbiciu się w powietrze zaczął zakładać spadochron. Robił to po raz pierwszy w życiu.
Jak wspomina, gdy ubierał spadochron, starał się wyglądać pewnie, jakby wiedział jak to się robi. Wokół niego stały stewardessy i mu się przyglądały. Poprosił je nawet, żeby pomogły mu zapiąć uprząż. Jedna z nich się zawahała. „Nie jestem pewna, czy powinniśmy ci pomagać” – powiedziała cicho. „Młoda damo, mogę cię zapewnić, że powinnyście robić wszystko co wam powiem” – odpowiedział Martin. Następnie przywiązał skórzaną torbę z pieniędzmi do swoich kostek i założył gogle lotnicze. Otworzył drzwi. Przez chwilę stał nieruchomo i myślał, czy na pewno chce skoczyć. To był ostatni moment, w którym mógł zmienić zdanie. Wziął głęboki wdech. Skoczył.
Jak później wspominał, gdy leciał, widział pod sobą chmury. Chwilę później zaczęły się jednak problemy. Najpierw gogle, które miał na oczach, poluzowały się i spadły. Martin policzył do dwudziestu i otworzył spadochron. Poczuł szarpnięcie i właśnie wtedy lina, którą przywiązał torbę z pieniędzmi, zerwała się. 500 tysięcy dolarów zniknęło w ciemności. „Będę musiał to powtórzyć za 2 tygodnie” pomyślał, gdy powoli opadał w kierunku ziemi. Po chwili wylądował.
Martin nie miał pojęcia, gdzie jest. Znalazł się na czyimś polu, a niedaleko zaczynał się las. W oddali słyszał szczekanie psów. Podczas lądowania mocno uderzył głową o ziemię. Najważniejsze było, że przeżył pierwszy w życiu skok ze spadochronem, ale stracił wszystkie pieniądze. Ogarniało go też ogromne zmęczenie. Poszedł w kierunku drzew, zawinął się w spadochron i zasnął. Gdy się obudził, była już godzina 17:00. Otrzepał ubrania z ziemi, złożył parasol i przykrył go liśćmi. Wiedział, że FBI już go najprawdopodobniej szuka. Znalazł drogę, po której jeździły samochody i postanowił złapać autostop do najbliższego miasta. Zatrzymał samochód, ale szybko zauważył, że popełnił błąd. Za kierownicą siedział szef lokalnej policji.
Policjant nie był na służbie, a w samochodzie była też jego żona. Wylegitymował Martina, ale nie rozpoznał w nim porywacza. Przed wejściem do pojazdu porywacz niepostrzeżenie rzucił swój pistolet za siebie. „Nie najbezpieczniej być dzisiaj na ulicach” – powiedział. Pojechali do pobliskiego miasta Peru w stanie Illinois, a po drodze rozmawiali nawet o wydarzeniach z zeszłej nocy. „Kręci się tu dużo agentów FBI” – rzucił kierowca. Martin tylko potaknął. Gdy dojechał do miasta, myślał o tym, żeby ukraść samochód i nim dostać się do domu, ale uznał to za zbyt ryzykowne. Zameldował się zamiast tego w lokalnym hotelu. „To nie pan jest tym porywaczem, prawda?” – zażartowała recepcjonistka. Gdy wyjrzał przez okno swojego pokoju zobaczył mężczyzn w garniturach snujących się po ulicach. W sumie szukało go 200 agentów FBI oraz funkcjonariusze lokalnej policji.
Dosyć szybko znaleziono torbę z pieniędzmi, która oderwała się podczas skoku. Natrafił na nią farmer soi na swoim polu. Inny farmer podczas jazdy traktorem zauważył pistolet. Następnego dnia przyjaciel Martina przyjechał po niego samochodem i zabrał go do domu. Ten uznał, że FBI nie może znać jego prawdziwej tożsamości i wrócił do normalnego trybu życia. Zaczął nawet planować powtórkę porwania, tym razem lepiej zabezpieczając pieniądze. Tymczasem FBI już obserwowało jego dom. Po sześciu dniach został otoczony przez agentów i aresztowany. Śledczy znaleźli odcisk jego palca na liściku z instrukcjami, który przekazał pilotom.
Martin McNally został oskarżony o piractwo lotnicze. Jego prawnicy argumentowali, że cała sytuacja, to, że ich klient bez żadnego doświadczenia wyskoczył z pokładu samolotu i przeżył jest niemożliwe i dlatego powinien zostać uniewinniony. Ława przysięgłych była jednak niewzruszona. Martin został skazany na podwójne dożywocie i osadzony w więzieniu w Levenmouth. Pewnego razu do jego celi przyszedł pewien mężczyzna, również skazany za porwanie samolotu. „Chciałbyś może stąd uciec na pokładzie śmigłowca?” – zapytał…
Ciąg dalszy nastąpi.
PS Polskie środowisko lotnicze wspiera walkę z koronawirusem. Wejdź na http://nielatamypomagamy.pl/ i poznaj szczegóły akcji.Źródła:
1,
2,
3,
4
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą